Co przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz dom babci? Zamykasz oczy i co widzisz? Może piec w którym ta drobniutka kobieta co tydzień piekła chleb. A jeśli na dłużej zostaniesz przy tym wspomnieniu to podświadomość przywoła nawet ten niesamowity zapach i smak pajdy zjadanej na ławce przed chałupą. Patrząc tak przez pryzmat wspomnień, babciny dom jawi Ci się jako miejsce bezpieczne, kolorowe i ciepłe. Czyż nie? Te stare izby były takimi, bo ocieplał je nie tylko babciny uśmiech, ale również wytwory pracy jej rąk.
Na drewnianej, wytartej już podłodze leżały chodniki - gałganiarze. Zrobione ze starych, znoszonych, ubrań, pościeli i prześcieradeł. Jedne wąskie i długie utkane na krosnach inne okrągłe lub owalne zrobione wystruganą przez dziadka kulką. Wersalkę stojącą w kuchni przykrywano czerwono-czarnym dywanem dwuosnowowym, który babcia wniosła w posagu. Było to już tak dawno, że dywan z odświętnego stał się codziennym. W prezencie ślubnym od matki chrzestnej, babcia dostała jeszcze jeden, żółto-brązowy pokryty dużym, przypominającym gwiazdy wzorem. Tym dywanem, przez pewien czas przykrywano babcine łózko. Natomiast ścianę za łóżkiem zdobiła wyszywana makatka z jeleniami. Kuchenny kącik przy którym w każdą niedzielę rano dziadek golił się brzytwą, też był zdobiony makatką, ale ta wyszywana niebieską nitką na białym płótnie głosiła, że… woda i mydło to najlepsze bielidło.
Babcia w posagu przywiozła ze sobą tradycyjny kufer a w nim płótno na koszule i obrusy, dwukolorowe narzuty i wielobarwne pasiaki. Nie było tego wiele, ale za to wszystko zrobiła sama. Zaczynała od przędzenia na kołowrotku a potem tygodniami ślęczała przy krosnach ustawionych pod kuchennym oknem. Najwięcej pracy poświęcała ukochanym dywanom dwuosnowowym. W niektórych krajach były one przypisane tylko wyższym sferom, w Polsce zaś, stały się jednym z popularniejszych elementów chłopskiego folkloru. Tkano je w manufakturach, powstawały też u małych rzemieślników, ale tutaj na Podlasiu to nie kto inny jak kobiety wiejskie (takie jak babcia) były twórczyniami i przekazicielkami tej niezwykłej formy sztuki ludowej, której skomplikowana treść rodziła się w nad wyraz prostym i skromnym otoczeniu wiejskich chat.
Wystawa o wątku i osnowie - tkaniny z kolekcji Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu to wspomnienie o pięknej wielowiekowej tradycji podlaskiego tkactwa, które rozwinęło się do mistrzowskiego wręcz poziomu za sprawą wielu, niekiedy dziś już anonimowych, wiejskich tkaczek. Tworząc w zaciszu swoich izb, za pomocą krosna przenosiły ze sfery wyobraźni na rzeczywiste tkaniny, misternie złożone wzory, układając tym samym opowieść swego życia. Należy pamiętać jednak, że tkactwo to nie tylko dywany ale też chodniki, pasiaki i derki. Płótna na koszule i białe obrusy a nawet pospolity materiał na worki konopne. Tkactwo było nieodłącznym elementem wiejskiego żywota.